odpływ. Po raz pierwszy nie wylewam mleka, bo kupiłem wczoraj mleko w półlitrowej butelce. Oddaję do recepcji baterię aparatu do naładowania, uzupełniam dziennik wygrzewając się na słońcu. W umywalkach ciepła woda - niespodzianka.
Prysznic na kartę - w cenie kempingu całe 4 minuty kąpieli dziennie! Po praniu jadę rowerem do miasta. Gravelines okazuje się dawnym Graveling, a więc to Holendrzy zbudowali te fortyfikacje - bo miasto otoczone jest bastionami, murami i fosą. Ulice w kwiatach, dokoła spokój i prawdziwie niedzielna atmosfera. Na rynku dominują dwie knajpy - jedna dla miejscowych, sporo ludzi, ale nie widać, by ktoś jadł. Wybieram zatem drugą, o nazwie Queen Mary, więc wiadomo dla kogo. Szkoda tylko, że kelner nie posiadł języka angielskiego. Jak to bywa we Francji niezbyt miły. Zjadam gruby befsztyk, ale o pieprz z trudem mogę się doprosić. Z lokalnej knajpy wychodzi młody pijany człowiek wyglądający na clocharda i chodzi wokół Queen Mary z sobie znanego powodu wykrzykując pod adresem jedzących turystów obraźliwe słowa. On, a wcześniej kelner zepsuli mi nieco atmosferę pikniku. Objeżdżam miasteczko i wracam do Petit-Fort-
Philipe. Tu czuję się lepiej, uzależniłem się od widoku morza. Łódki w ujściu rzeki stoją w mule z powodu odpływu. Ciekawy widok. Rozkładam się przed namiotem, popijam porto i robię zestawienie wydatków.Średnio wydaję dziennie 10 euro na kemping, 20 na jedzenie i 3 na wino, a czasem pastis - po dniu w zimnie przydaje się łyczek czegoś mocniejszego, a dziś pierwszy raz zdjąłem kurtkę i wyjechałem w krótkim rękawie. Jest niedziela i sklepy zamknięte, więc na kolację zupa grzybowa z torebki. Gotuję wodę w łazience (dziś już nikt nie używa grzałek, ale musiałbym wziąć sakwy na przednie koła, żeby zapakować jeszcze butlę i maszynkę, jakiś garnek i pewnie patelenkę - może następnym razem). Przed wieczorem znów nad morze. Wieje niemiłosiernie, zakładam ortalion. Na wodzie kite'y. Na plaży nieliczni spacerowicze. Labrador jednego z nich wskakuje wesoło na mnie. Przed snem jeszcze słodka herbata i herbatniki. Jutro dalej w drogę. Na południe. Po ciepło i słońce!