czwartek, 27 czerwca 2013

5. Ouddorp - Nieuwvliet

Dzień 5 - Przez tamy                                                               ZOBACZ TRASĘ ETAPU

76 km, 5h02 jazdy, z wycieczką do sklepu 96 km, 5h57 jazdy
W podróży od 8.40 do ok. 18 

Po ciężkiej i zimnej nocy budzę się o 6.30. Szybko pakuję manatki, bo deszcz może spaść lada chwila.Składam mokry namiot, nie ma szans na wysuszenie, ale w sumie zadowolony jestem z pakowania. O 8.00 wyjeżdżam z pola. W kempingowym sklepiku kupuję coś na śniadanie i komplet trzech par skarpet - nie wziąłem długich skarpet, bo w Polsce było tak gorąco, że nie spodziewałem się zimna. Śniadanie zjadam pod daszkiem nieczynnej pizzerii, bo pada. Wolę jednak jechać w deszczu niż siedzieć i czekać. Wkrótce deszcz ustaje i pogoda się poprawia, a po wjechaniu na tamę wychodzi słońce i zapowiada się miły 
dzień. Tama łączy dwie wyspy, górą biegnie ścieżka rowerowa, dołem jezdnia, a nad samym morzem parking. Znaki zabraniają nocowania i nie dziwię się, bo morze jest tak blisko, że większa fala mogłaby ściągnąć i ciężkiego kampera. Oczywiście wieje - dziś szczęśliwie w plecy. W połowie tamy niespodzianka - tama przegrodzona jest siatką. Konsternacja. Na szczęście na dole widzę ludzi w żółtych kamizelkach - security. Przepuszczają mnie. Przejeżdżam przez spore przedsięwzięcie rozrywkowe - budują stoiska i kilka estrad - samochody, głośniki, oświetlenie etc. Po zjechaniu z tamy robi się tak ciepło (23 stopnie), że nie tylko rozbieram się, ale i przystaję, by wysuszyć namiot. Rozkładam go i obracam wystawiając do słońca po kolei każdą ze ścian. Mijają mnie różni lokalni rowerzyści i patrzą 
podejrzliwie, a po odjeździe widzę samochód policyjny jadący w tę stronę - przypadek? Może ktoś podejrzewał, że tu spałem na dziko? Mijam miasteczka Renesie i Haamstede – to drugie z ładnym kościołem, trochę jak z „Imię Róży”. Na następnej tamie trochę chłodniej, mocno wieje. W połowie mała wysepka, a na niej bar-frytkownia. Do frytek cała gama ryb - wybieram na chybił trafił i dostaję grube sześciany fileta panierowane i smażone w głębokim tłuszczu. Bardzo dobre. Jest godzina 13-ta i 39-ty kilometr dzisiejszej trasy. Krótko po zjechaniu z drugiej tamy kolejna, tym razem krótka.
 Jadę dolną ścieżką (bez widoku na morze), ale za to wyjeżdżam prosto na Middleburg. Ładne, spore miasto, na tyle duże, że gubię się i wyjeżdżam w niewłaściwym kierunku. Na szczęście jest tablica z mapą i pani chętna, by mi wyjaśnić gdzie jestem. Znajduję drogę na Vliessingen, skąd odpływa prom. Przy promie tablica z mapą okolic. Już wiem, gdzie będę spał - w Nieuwvliet Bad jest sporo kempingów. Prom jest spory, ale tylko dla pieszych i rowerów, które stoją przywiązane do specjalnych barierek. Po 20 minutach rejsu prom (fast line) jest na drugim brzegu. Na drugim brzegu znów wydmy, ale teren bardziej zagospodarowany. Wkrótce dopada mnie zmęczenie
(69-ty kilometr). Zjeżdżam do informacji turystycznej, gdzie dostaję mapkę i informację, który kemping jest największy. Jadę tam, ale recepcja już zamknięta, a sam kemping mało zachęcający. Na mapce inny zwrócił moją uwagę. Podjeżdżam tam i okazuje się, że intuicja mnie nie zawiodła. Recepcja czynna i kemping wygląda na dość luksusowy. Cena oczywiście też jest luksusowa. Mały kłopot z zapłatą, bo nie mogę zapłacić dopóki jestem nie zarejestrowany w komputerze, a ten nie chce przyjąć mojego warszawskiego kodu. Miłej Azjatce przychodzi z pomocą chłopak i po jakimś czasie zagadka zostaje rozwikłana: kod należy wpisać bez myślnika. Na kempingu jednak nie ma sklepu, a najbliższy jest w miejscowości w której zsiadłem z promu. 10 km z powrotem (nie wiem skąd mam siłę), ale już bez namiotu i z pustymi sakwami. Supermarket Jumbo spory, a w nim natykam się na polską parę, która poleca zapakowane w folię śledzie robione według tutejszego przepisu. Po kolacji idę na spacer nad morze. Plaża pusta, mnóstwo muszelek. Spacer przyjemny, ale nie długi, bo od południa idzie wielka czarna chmura.  Moi sąsiedzi Niemcy (kamperowcy), którzy rozłożyli się na wydmie na kocyku z winkiem też się zbierają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz