niedziela, 23 czerwca 2013

1. Amsterdam

Dzień pierwszy - rowerem po Amsterdamie


Przed 11:50 siedzę już w swoim namiocie. Kemping dość przyjemny, w toaletach niesamowite niebieskie
światło (papier jednak trzeba mieć swój). Z jedną sakwą jadę do miasta. Z początku nieco pochmurno, ale w końcu wyszło słońce. Stolica rowerów. Rowery są wszędzie. Przy dworcu parking rowerowy piętrowy. Przechodzę przez dworzec do informacji turystycznej. Rower parkuję w tłumie lokalnych - z trudem znajduję wolne miejsce. W informacji biorę numerek i wychodzę pooglądać życie. Kolejka na godzinę.  Z trzech stanowisk czynne jest tylko jedno. Przed dworcem gra orkiestra dęta. Po powrocie widzę, że kolejka się nie zmniejszyła, pytam więc dziewczynę sprzedającą mapy, czy znajdę tu informację o kempingach w Hadze. Popatrzyła na mnie jak na kosmitę - o kempingach w okolicach Hagi mam się pytać w Hadze, a nie tu! Jadę więc poszwędać się nad kanałami - mnóstwo turystów, chyba więcej niż mieszkańców, a brzegi kanałów miejscami dosłownie oblepione rowerami. W końcu wyjeżdżam z centrum, żeby zobaczyć kemping w Zeeburg. Z góry wygląda tak sobie, a do środka nie chce mi się wjeżdżać. Po drodze kupiłem w sklepie małe co nieco, więc zjadam w Zeeburgu nad wodą mały lunch. Wokół dużo Arabów i Murzynów. Nieco zmęczony wracam promem na "moją" stronę miasta, a w drodze do kempingu zahaczam o duży supermarket (tu już nie ma turystów, za to znów sporo Arabów) i zaopatruję się w kolację. Zasypiam przed 9-tą. Przedtem oddałem w recepcji komórkę do naładowania - i dostałem (oprócz uśmiechu) numerek - bo telefonów było już tam co najmniej kilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz