piątek, 28 czerwca 2013

6. Nieuwvliet - Bredene (B)

Dzień 6 - wjeżdżam do Belgii, pochmurno i nijako        

47,5 km , w podróży 4h20, jazdy 3h24,                  ZOBACZ TRASĘ ETAPU

Trasa: Z Nieuwvliet na wydmę, a po chwili już w Belgii. Przejeżdżam promenadą w Knokke, wzdłuż portu w Zeebruge,  przez Blankenberge znów promenadą, mijam nieciekawie wyglądające Haan, w Bredene zmęczony mimo krótkiego dystansu szukam kempingu, zjeżdżam z szosy przypadkowo trafiając na szlak rowerowy Kunstweg, a przy nim mały kemping Astrid (8 euro) z jeszcze mniejszym polem namiotowym. Pochmurmo i kropi, wiatr w pysk. Słońce pokazuje się przez chwilę około drugiej. Wieczorem pada.

Na chwilę wyszło słońce, więc sięgnąłem po aparat, niestety  
z wszystkich obiektów na horyzoncie ten był najciekawszy :)
Wyjazd z Nieuwvliet: najmilsza cześć tego pochmurnego dnia. Spałem dobrze i długo. Z prysznica o stałej i niezbyt wysokiej temperaturze ciekło jedynie, ale na umycie głowy wystarczyło. Niemieccy kamperowicze przed odjazdem częstują mnie cappucino.

Wydmy belgijskie: ze ścieżkami dla pieszych turystów, rowerzyści przy okazji. Także mapki przy ścieżkach pokazują wyłącznie sieć szlaków pieszych. Rowerowy raj już poza mną, ale za to miły rowerzysta zatrzymuje się by zapytać, czy nie pomóc i wskazuje drogę.

Knokke i Blankenberge: promenada, a nad nią rząd nieciekawych betonowych domów i hoteli. Po drugiej stronie plaża z budkami plażowymi – znacznie skromniejszymi niż w Holandii. Zresztą niestety wrażenie ogólne jest takie, że w Belgii wszystko jest skromniejsze. Ścieżki rowerowe nie równają się z holenderskimi, i w końcu zdarza się zobaczyć zniszczone elewacje domów, czego w Holandii się nie spotyka, bo tam domki są jak wyjęte prosto z pudełka z zabawkami, tylko nieco powiększone.

Okolice Haan - bez wdzięku, a za drogą wydma zakrzaczona nie zachęcająca do spaceru. Być może w upalny dzień wygląda to lepiej.

Bredene – mało ciekawe, jedyny plus to kilka sporych supermarketów - robię smakowite zakupy ( w tym po raz pierwszy  i ostatni w życiu, niech mi wszyscy koniarze wybaczą, kupuję konia w plasterkach - muszę jednak wiedzieć jak smakuje, na szczęście smak nie specjalny). Kemping tani (bez rachunku). Dla namiotowiczów wydzielone małe poletko, a na nim dwa namioty. W jednym trzy głośne nastolatki, w drugim Niemiec z synkiem, raczej smutnawy - w namiocie mniejszym od mojego. Dookoła pełno zabawek, chyba więc zakotwiczyli tu na dłużej. Wygląda jakby porwał syna i ukrywał się przed żoną w tym nieciekawym miejscu. Za to młode sąsiadki nie są bynajmniej smutne – gadają i śmieją się jeszcze o pierwszej, gdy idę do toalety. Na szczęścię zmarznięty i zmęczony śpię nie zważając na nie.


Na granicy
Belgijskie wydmy


Belgijskie budki

Promenada w Knokke

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz