wtorek, 25 czerwca 2013

3. Waasenaar - Ouddorp

Dzień 3 - Długi etap wzdłuż wybrzeża                     ZOBACZ TRASĘ ETAPU

103,8 km - 9 godzin w podróży - 6h29 jazdy

Trasa: Z Waasenaar wg strzałek (choć to chyba nie najkrótsza droga) na Hagę, stamtąd znów na wydmy w Kijkduin i po wydmie aż do Hoek van Holland (lunch), potem brzegiem do Maasluis, gdzie promem za parę groszy na wyspę (polder?), potem mostem na kolejną. Nieco pogubiony w plątaninie ścieżek rowerowych trafiam na wydmę w okolicy Ouddoorp i tam znajduję kemping. Cały dzień słoneczny, nieco cieplej, ale nadal długi rękaw i długie spodnie.

na wydmie w Kijkduin
Haga: Przeciwieństwo Amsterdamu.  Całkowity spokój. Mało ludzi, turyści nie rzucają się w oczy. Rowery owszem są, ale tylko na wielkim placu koło dworca. Nie przytłaczają krajobrazu jak w Amsterdamie. W centrum duży plan miasta. Gdyby nie głód jazdy pewnie odwiedziłbym znane mi ze słyszenia miasteczko miniatur Madurodam.

Wydmy: ścieżka elegancka, krajobraz inny niż wczoraj, dużo morza.

Hoek van Holland: na plaży wieje, na szczęście kafejka otoczona ścianami z szyb. Jem lasagne. W porcie duży baner portalu agencji oferującej Polakom pracę w Holandii (i chyba biuro tej agencji).
Lunch w Hoek van Holland

Maaslouis: popędziłem tam z wiatrem brzegiem kanału prowadzącego do Rotterdamu (na brzegu mnóstwo resztek krabów, a w wodzie łabędzie z głowami pod wodą – też łowią kraby?); w M. prom – na brzegu automat na bilety, ale zapłacić można też po wejściu na prom - jak poinformował mnie ciekawy skąd jestem Holender (zrobił mi zdjęcie).

Okolice Hellevoetsluis (polder): gąszcz rowerowych ścieżek, nie tylko ja jestem nieco pogubiony. Na rozstaju spotykam trójkę zabłąkanych głuchoniemych sakwiarzy, a do nas dołącza miejscowy rowerzysta i wyjaśnia nam, gdzie jesteśmy. Holender wskazuje mi cel dzisiejszego etapu: Ouddorp – ponoć mnóstwo kempingów.
Prom w Maassluis

Okolice Ouddorp (kolejny polder): po przejechaniu mostu-tamy bardziej odludny polder. Znaki drogowe nieco mylące, wskutek czego do Ouddorp trafiam przez wydmę (pełno królików), trochę naokoło. Tu sporo kempingów, ale rozrzuconych, bez mapy ciężko je znaleźć. Jeden w likwidacji, inny nabity ludźmi i kamperami, z zamkniętą już (bo jest  po szóstej) recepcją. Po ponad 90 kilometrach jazdy robię kolejne dziesięć, by znaleźć miejsce do spania (pomaga staruszek pracujący w ogródku). W końcu znajduję olbrzymi kemping z zamkniętą recepcją. Camping de Klepperstee (4,70 eur). Sklep zamknięty nie tylko na kempingu, ale i przy drodze (otwarty do 18-ej). Wybieram sobie miejsce, do recepcji zgłoszę się rano. Do miasteczka nie jadę, bo jestem zmęczony, a gdzie ono jest nie mam pojęcia. Na kolację więc herbatniki Petit-Beure z Polski. Na spacer do morza za daleko. Zamęczyłem się, choć dzień był pełen widoków, ciekawszy niż wczorajszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz