103,8 km - 9 godzin w podróży - 6h29 jazdy
Trasa: Z Waasenaar wg strzałek (choć to chyba nie najkrótsza droga) na Hagę, stamtąd znów na wydmy w Kijkduin i po wydmie aż do Hoek van Holland (lunch), potem brzegiem do Maasluis, gdzie promem za parę groszy na wyspę (polder?), potem mostem na kolejną. Nieco pogubiony w plątaninie ścieżek rowerowych trafiam na wydmę w okolicy Ouddoorp i tam znajduję kemping. Cały dzień słoneczny, nieco cieplej, ale nadal długi rękaw i długie spodnie.
na wydmie w Kijkduin |
Haga: Przeciwieństwo
Amsterdamu. Całkowity spokój. Mało
ludzi, turyści nie rzucają się w oczy. Rowery owszem są, ale tylko na wielkim
placu koło dworca. Nie przytłaczają krajobrazu jak w Amsterdamie. W centrum
duży plan miasta. Gdyby nie głód jazdy pewnie odwiedziłbym znane mi ze
słyszenia miasteczko miniatur Madurodam.
Wydmy: ścieżka
elegancka, krajobraz inny niż wczoraj, dużo morza.
Hoek van Holland:
na plaży wieje, na szczęście kafejka otoczona ścianami z szyb. Jem lasagne. W
porcie duży baner portalu agencji oferującej Polakom pracę w Holandii (i chyba
biuro tej agencji).
Lunch w Hoek van Holland |
Maaslouis: popędziłem
tam z wiatrem brzegiem kanału prowadzącego do Rotterdamu (na brzegu mnóstwo
resztek krabów, a w wodzie łabędzie z głowami pod wodą – też łowią kraby?); w M.
prom – na brzegu automat na bilety, ale zapłacić
można też po wejściu na prom - jak poinformował mnie ciekawy skąd jestem Holender (zrobił
mi zdjęcie).
Okolice
Hellevoetsluis (polder): gąszcz rowerowych ścieżek, nie tylko ja jestem nieco
pogubiony. Na rozstaju spotykam trójkę zabłąkanych głuchoniemych sakwiarzy, a
do nas dołącza miejscowy rowerzysta i wyjaśnia nam, gdzie jesteśmy.
Holender wskazuje mi cel dzisiejszego etapu: Ouddorp – ponoć mnóstwo kempingów.
Prom w Maassluis |
Okolice Ouddorp
(kolejny polder): po przejechaniu mostu-tamy bardziej odludny polder. Znaki
drogowe nieco mylące, wskutek czego do Ouddorp trafiam przez wydmę (pełno królików), trochę
naokoło. Tu sporo kempingów, ale rozrzuconych, bez mapy ciężko je znaleźć.
Jeden w likwidacji, inny nabity ludźmi i kamperami, z zamkniętą już (bo jest po szóstej) recepcją. Po ponad 90 kilometrach jazdy
robię kolejne dziesięć, by znaleźć miejsce do spania (pomaga staruszek
pracujący w ogródku). W końcu znajduję olbrzymi kemping z zamkniętą recepcją. Camping de Klepperstee (4,70 eur). Sklep zamknięty nie tylko na kempingu, ale i przy drodze (otwarty do 18-ej). Wybieram sobie miejsce, do recepcji zgłoszę się rano. Do miasteczka nie jadę, bo
jestem zmęczony, a gdzie ono jest nie mam pojęcia. Na kolację więc herbatniki Petit-Beure
z Polski. Na spacer do morza za daleko. Zamęczyłem się, choć dzień był pełen widoków, ciekawszy niż wczorajszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz