292 km - 18h48 podróży - 16h42 jazdy
Zanim wybrałem się nad Atlantyk pojechałem na cztery dni nad Bałtyk, by przetestować wyposażenie kempingowe, dawno nie używany namiot, nowy materac, rowerowy śpiwór itp., zebrać doświadczenia. Do Gdyni pociągiem. Potem już na kołach do Władysławowa, a następnie do Łeby i do Ustki (przez Bagna Izbickie - dla amatorów). Ostatniego dnia do Koszalina, skąd pociągiem do Poznania. Tu nocleg nad Jeziorem Malta, a następnego ranka sprintem na dworzec, żeby zdążyć na pociąg do Warszawy. Odświeżające 4 dni. Wróciłem co prawda ledwo żywy, bo w Poznaniu (na kempingu byłem o 23-ej) nie jadłem kolacji, ani następnego dnia śniadania, więc się nieco wygłodziłem. Taką wycieczkę polecam jednak każdemu na długi weekend.
Ogólnie rzecz biorąc nasze kempingi nadbałtyckie nie są gorsze niż te atlantyckie, na których miałem spać później, a niektóre nawet sporo lepsze, z niezłym kempingowym barem, co we Francji rzadkie. Jest ich jedynie o wiele mniej, bo na wybrzeżu atlantyckim są czasem co kilka kilometrów. Nieco gorzej z jedzeniem na trasie. Nad Atlantykiem ratowały mnie liczne budki i knajpki z frytkami i hamburgerami, a na tej trasie, nadbałtyckiej, nie miałem szczęścia do przydrożnych knajp, jakoś mnie nie zachęcały.
Zanim wybrałem się nad Atlantyk pojechałem na cztery dni nad Bałtyk, by przetestować wyposażenie kempingowe, dawno nie używany namiot, nowy materac, rowerowy śpiwór itp., zebrać doświadczenia. Do Gdyni pociągiem. Potem już na kołach do Władysławowa, a następnie do Łeby i do Ustki (przez Bagna Izbickie - dla amatorów). Ostatniego dnia do Koszalina, skąd pociągiem do Poznania. Tu nocleg nad Jeziorem Malta, a następnego ranka sprintem na dworzec, żeby zdążyć na pociąg do Warszawy. Odświeżające 4 dni. Wróciłem co prawda ledwo żywy, bo w Poznaniu (na kempingu byłem o 23-ej) nie jadłem kolacji, ani następnego dnia śniadania, więc się nieco wygłodziłem. Taką wycieczkę polecam jednak każdemu na długi weekend.
Ogólnie rzecz biorąc nasze kempingi nadbałtyckie nie są gorsze niż te atlantyckie, na których miałem spać później, a niektóre nawet sporo lepsze, z niezłym kempingowym barem, co we Francji rzadkie. Jest ich jedynie o wiele mniej, bo na wybrzeżu atlantyckim są czasem co kilka kilometrów. Nieco gorzej z jedzeniem na trasie. Nad Atlantykiem ratowały mnie liczne budki i knajpki z frytkami i hamburgerami, a na tej trasie, nadbałtyckiej, nie miałem szczęścia do przydrożnych knajp, jakoś mnie nie zachęcały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz