Dzień 10 - trochę błądzenia ZOBACZ TRASĘ ETAPU
80,7 km - 7h20 w drodze - 5h05 jazdy
(z wieczorną wizytą w sklepie 94 km i 6h jazdy)
Po nocy dość wietrznej, ale ciepłej wstaję wcześnie. 18 stopni. Ucho wciąż nieco przewiane, a na kostce znów rana - drugi raz rozharatałem sobie pedałem w tym samym miejscu. Opatruję. Po śniadaniu - jak zwykle z wieczornych produktów plus herbata (woda tu mało smaczna). Potem wynoszę śmiecie, drogę wskazuje mi Angielka - kemping wypełniony Anglikami. Wyjazd kwadrans po 10, od razu pod górę, ale zaraz zjazd do Boulogne. Tu, żeby zobaczyć starówkę, znów trzeba podjechać. W informacji biorę mapę starówki, przez którą przechodzę spacerem. Przyjemnie, jak to na starówce. Po opuszczeniu
murów mylę drogę, ale miła Francuzka, mimo pośpiechu, wybawia mnie w kłopotu. Zjeżdżam do portu, za którym znów problem z wyborem drogi. Na skrzyżowaniu trzy drogowskazy wskazują to samo La Portel, każdy w inną stronę - tu GPS by się przydał, ale poszukiwanie właściwej drogi jest dla mnie niezbędną częścią podróży. Znów mam okazję zapytać o drogę - miejscowi jednak tylko po francusku, i tłumaczą dość zawile - po zrobieniu pętli (góra-dół) wyjeżdżam ku mojemu zaskoczeniu (bo straciłem całkiem orientację) na drogę wiodącą tam gdzie chcę jechać, choć numer drogi inny niż pokazuje mapa, a potem jeszcze inny. Niepotrzebnie zjeżdżam do Equihen-Plage, z którego można
wyjechać jedynie tą samą drogą (znów zjazd-wjazd). Wracam na główną drogę D119
do Condotte. Jadę ścieżką rowerową
dokoła lasy przypominające Mazury. Po drodze
(tuż po 1-ej) staję w lasku (privee, ale dziura w siatce, a przejście mocno
wydeptane) na lunch. Potem drogą D940 (wcześniej poszukiwaną), przejeżdżam skrajem Etaples nie wjeżdżając do La Touquet, choć morze nęci. Drogę przecinają owce – dwóch
pasterzy przeprowadza przez jezdnię wielkie stado. Kieruję się do
Berck, a potem Berck-Plage, gdzie kręcą film na bulwarze – ulica zamknięta, a
na niej sporo samochodów z lat 50-tych i 60-tych. Okrążam miasteczko ścieżką
pieszo-rowerową nad morzem. Na szerokiej plaży dzieciaki szusują na plażowych
bojerach (na kółkach), jest ich spora gromada.Wyjeżdżam z miasta
nie mając pojęcia gdzie mam szukać kempingu na noc. Po drodze było ich sporo, tym razem dopiero po niezłym kawałku (a jestem już zmęczony), za Quend, napotykam reklamy kempingów. Zjeżdżam w kierunku morza ku Monchaux. Wybieram Camping Les Vertes Feuilles (10,2 euro za dobę). W barze pusto i niezachęcająco, a sklepik niestety marny, więc żeby zjeść kolację muszę odwiedzić lokalny Carrefour (w drodze doń trochę pokropiło), potem zjeżdżam nad morze do Quend-Plage. Pusto i nastrojowo. Do kolacji łyczek pastisu.