Dzień 18
Pakowanie roweru.
Rankiem ostre słońce rozgrzewa
namiot. Wstaję 8:55. Prysznic ciepły do oporu, śniadanie. W cieniu 22,7 st . Z przyjaznego
kempingu, który z czystym sumieniem polecam, ruszam o 12:40. Po godzinie jestem
pod hotelem La Residence. O 14:30 pieszo udaję się do sklepu rowerowego. Szybko
wychodzę z pudłem, którego rozmiar mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że będzie tak
duże i tak ciężkie. Nie wziąłem nic czym mógłbym je obwiązać, żeby dało się łatwiej
nieść. Do hotelu targam je 25 minut – to pod pachą, to na głowie, nie
ułatwiają wąskie chodniki, a mocny wiatr w twarz urozmaica ten spacer. W
sklepie powiedzieli, że taśmy do obwiązania mogę kupić w markecie SuperU, ale recepcjonista
wskazuje mi bliższy Intermarche – kupuję świetne 2 taśmy transportowe, ostatnie
na półce. Pudło tak wielkie, że zacząłem mieć wątpliwości czy nie przekracza
dozwolonych wymiarów. Telefon Wizzaira, który mam nie odpowiada. Pomaga
recepcjonista - dzwoni na lotnisko i dowiaduje się, że limitu nie ma. Potem zamawia
taksówkę na jutro, co nie jest proste, bo nie tak łatwo znaleźć odpowiednio dużą. W końcu udaje mu się. Następnie udostępnia mi
swój magazynek na zewnątrz budynku, bym tam rozkręcił rower, zapakował oraz przechował do rana. Recepcjonista - anioł stróż, właściwie jest tu za całą obsługę: kierownika, konsjerża, sprzątacza i kelnera. Odkręcam przednie koło i pedały, wyjmuję siodełko, rozkręcam kierownicę, spuszczam powietrze z opon (żeby ciśnienie w samolocie ich nie rozsadziło – porada zaczerpnięta z internetu przed wyjazdem). Do pudła wkładam namiot i parę drobiazgów (też za poradą z sieci). Pudło obwiązuję dwoma taśmami. Z efektu jestem zadowolony. Teraz już mogę pospacerować po Beauvais. Wieczorem miasto (właściwie miasteczko) nieco wyludnione, chyba wszyscy pochowali się w knajpach. Od recepcjonisty dostałem ulotkę współpracującej z hotelem restauracji (10% rabatu), ale nie korzystam, za późno dla mnie na obiadowanie, a w hotelu mam jeszcze zakupy z Intermarche (i buteleczkę koniaku). Wracam o 20.30. Wreszcie łóżko!
swój magazynek na zewnątrz budynku, bym tam rozkręcił rower, zapakował oraz przechował do rana. Recepcjonista - anioł stróż, właściwie jest tu za całą obsługę: kierownika, konsjerża, sprzątacza i kelnera. Odkręcam przednie koło i pedały, wyjmuję siodełko, rozkręcam kierownicę, spuszczam powietrze z opon (żeby ciśnienie w samolocie ich nie rozsadziło – porada zaczerpnięta z internetu przed wyjazdem). Do pudła wkładam namiot i parę drobiazgów (też za poradą z sieci). Pudło obwiązuję dwoma taśmami. Z efektu jestem zadowolony. Teraz już mogę pospacerować po Beauvais. Wieczorem miasto (właściwie miasteczko) nieco wyludnione, chyba wszyscy pochowali się w knajpach. Od recepcjonisty dostałem ulotkę współpracującej z hotelem restauracji (10% rabatu), ale nie korzystam, za późno dla mnie na obiadowanie, a w hotelu mam jeszcze zakupy z Intermarche (i buteleczkę koniaku). Wracam o 20.30. Wreszcie łóżko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz