69 km, 8h w drodze, 4h56 jazdy
W nocy znów wieje. Na śniadanie croissanty. Dziś początek sezonu (ceny kempingu idą w górę), ale sklepik jeszcze pusty, dostawa ma przyjechać dopiero w południe. Wychodzę ok 10. Odbieram paszport (zastaw za kartę do prysznica). Do Calais mało ciekawą drogą D940 - może bliższa morza była ciekawsza (rowerowa EV4), ale zauważyłem ją za późno. Pozdrawiają mnie mijający mnie sakwiarze. Przy drodze dość popularna uprawa. Nie wiem co to, ale ładnie, bo świeża zieleń i małe kwiatki. W Calais dość przyjemnie. Budynek merostwa (?)
olśniewający – jak kościół, ładny ogród wokół (część kwiatów z metalu!) i
pomnik Rodina (chyba kopia?) „Mieszczanie z Calais”, rzeźba, którą zrobił tyle zamieszania.
Zjadam hamburgera w ogromnej bułce z jajkiem sadzonym w środku (pycha!). Droga do Sangatte mało ciekawa, ale miasteczko ma swój urok - puste ulice, domy właściwe na wydmie, a potem już prawdziwa atrakcja dzisiejszego dnia - podjazd na Cap Blanc Nez. Może nie bardzo wysoko, ale podjazd dość długi i pod wiatr. Na górze sporo turystów. Wchodzę z rowerem na sam szczyt, choć wąska bramka nieco to utrudnia. Widoki! Anglia na wyciągnięcie ręki - po drodze przejechałem nad tunelem. A potem zjazd z zakrętami (cały czas na hamulcach) i znów wjazd i znów w dół. Wiatr tak mocny, że rower, mimo swojej wagi, nie rozpędza się tym razem. Potem jeszcze wjazd i zjazd, więc gdy
Zjadam hamburgera w ogromnej bułce z jajkiem sadzonym w środku (pycha!). Droga do Sangatte mało ciekawa, ale miasteczko ma swój urok - puste ulice, domy właściwe na wydmie, a potem już prawdziwa atrakcja dzisiejszego dnia - podjazd na Cap Blanc Nez. Może nie bardzo wysoko, ale podjazd dość długi i pod wiatr. Na górze sporo turystów. Wchodzę z rowerem na sam szczyt, choć wąska bramka nieco to utrudnia. Widoki! Anglia na wyciągnięcie ręki - po drodze przejechałem nad tunelem. A potem zjazd z zakrętami (cały czas na hamulcach) i znów wjazd i znów w dół. Wiatr tak mocny, że rower, mimo swojej wagi, nie rozpędza się tym razem. Potem jeszcze wjazd i zjazd, więc gdy
mijam miasteczko Wissant sam sobie się dziwię, że chce mi się do niego wjechać (bo znów w dól, a za chwilę znów pod górę). Jednak warto było. Miasteczko dość miłe. Kawałek dalej z drogi widać duży bunkier z napisem muzeum. Zjeżdżam i zwiedzam. Bunkier niemiecki, niestety olbrzymie działo, które tu tkwiło, zostało usunięte. Jednak łatwo wyobrazić sobie życie w bunkrze. Zdjęcia pokazują młodych roześmianych niemieckich chłopaków. Czy zdawali sobie sprawę w czym biorą udział? Potem miłe i puste miasteczko Audresselles i mniej miłe Ambleteuse. W końcu trafiam do Wimereux. Jestem zmęczony, słońce zakryły chmury. Nie wiem dokąd jadę i gdzie będę spał, ale ogarnia mnie dziwny spokój, bo przecież gdzieś będę dziś
spał! Zbaczam do Intermarche, żeby kupić coś na kolację (i śniadanie - jak zwykle), bo gdy znajdę nocleg, otwartego sklepu ani baru może w pobliżu nie być. Zjeżdżam do miasteczka i natykam się na otwartą jeszcze informację turystyczną (do 18-ej). Okazuje się, że na drugim końcu miasteczka jest kemping miejski! A więc rzeczywiście nie było potrzeby się martwić. W dodatku w centrum miasteczka dobrze zaopatrzony Carrefour czynny do 8-ej. Kemping jednak prawie pełny. Tym razem Anglicy najechali wybrzeże kamperami. W recepcji przepuszczam Włocha z rodziną, biedak kaleczy nieśmiało francuski przy okienku. Po kolacji (gotuję herbatę w kuchennej części sanitariatów) jak zwykle spacerem nad morze.
spał! Zbaczam do Intermarche, żeby kupić coś na kolację (i śniadanie - jak zwykle), bo gdy znajdę nocleg, otwartego sklepu ani baru może w pobliżu nie być. Zjeżdżam do miasteczka i natykam się na otwartą jeszcze informację turystyczną (do 18-ej). Okazuje się, że na drugim końcu miasteczka jest kemping miejski! A więc rzeczywiście nie było potrzeby się martwić. W dodatku w centrum miasteczka dobrze zaopatrzony Carrefour czynny do 8-ej. Kemping jednak prawie pełny. Tym razem Anglicy najechali wybrzeże kamperami. W recepcji przepuszczam Włocha z rodziną, biedak kaleczy nieśmiało francuski przy okienku. Po kolacji (gotuję herbatę w kuchennej części sanitariatów) jak zwykle spacerem nad morze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz